Zabawna i nerwowa sytuacja :)
Nie jest tajemnicą, że uwielbiam laleczki i od wielu lat je kolekcjonuję. Niegdyś kolekcja przekraczała stówkę, ale bieda mnie kilka razy przycisnęła i musiałam wyprzedawać niektóre eksponaty, czego w niektórych przypadkach do tej pory żałuję. Zaznaczam, że najwięcej mam laleczek w charakterze Barbie, czyli takich około 30 cm wysokości. Z powodu zainicjowania tego bloga, pragnę podzielić się pewna historią. Dla mnie oznacza ona słabość, ale też zobrazowanie mojej natury, gdzie są czynniki, które mnie zmiękczają. Jednym z nich są dzieci. Odnośnie lalek to akurat z moimi córkami słabo mogłam współpracować, bo w pewnym wieku one wolały dostawać książeczki z zadaniami i łamigłówkami, co w sumie dobrze zaskutkowało, ale ja nie miałam już komu szyć ubranek, bo wszystkie lale w liczbie 8 na dwie dziewczyny zajęły nieruchome pozycje na półce. Później doszło do mnie, że to był zaczątek moich późniejszych kolekcji, ale ja o czym innym... Była taka seria z Mattela z okolicy 2012-2014 - My